
Trudno w to uwierzyć, ale dawniej poczta działała jeszcze gorzej niż dziś. To odbiorca musiał płacić za doręczaną mu przesyłkę, nie wiedział co znajduje się w środku, zaś często nie znał nawet adresata. Dodajmy do tego długi czas doręczeń oraz nagminne gubienie listów. Poczta domagała się reformy.
Pierwsza taka inicjatywa miała miejsce w Wielkiej Brytanii i była to inicjatywa oddolna. Jej pomysłodawcą był nauczyciel i wynalazca Rowland Hill. W 1837 roku opublikował raport dla parlamentu pt. "Postal Reform: its Importance and Practibility", w którym uzasadniał potrzebę przerzucenia obowiązku opłat za list z odbiorcy na nadawcę.
Miało się to udać dzięki "[..] małym skrawkom papieru, wystarczająco dużym, by na nich przyłożyć stempel pocztowy, i pokrytych z jednej strony klejem umożliwiającym po zwilżeniu przylepienie do listu". Dużym novum było uzależnienie ceny przesyłki od jej wagi, nie zaś od dystansu, który miała przebyć.
Racjonalizatorski pomysł Hilla spotkał się z ciepłym przyjęciem w Izbie Gmin. Dnia 6 maja 1840 roku wprowadzono do obiegu pierwszy znaczek pocztowy w historii - tzw. czarną jednopensówkę. Przedstawiała ona młodziutką Królową Wiktorię.
System Hilla okazał się strzałem w dziesiątkę. W kolejnych latach następne państwa adoptowały pomysł angielskiego wynalazcy. W 1843 roku zrobiła to Szwajcaria, w 1847 roku Stany Zjednoczone. W trzynaście lat później znaczek pocztowy był już używany w Królestwie Polskim. Dziś już nikt nie wyobraża sobie poczty bez znaczka. Przynajmniej tej tradycyjnej.